Strój, przebranie, kostium, ciuchy, szmaty, szmatki - bez znaczenia.
Kiedy byłam młoda nawet w worku wyglądałam pięknie, ale z wiekiem...
No cóż, z wiekiem opakowanie zaczyna się liczyć.
Kupiłam sobie jedwabną, chińską sukienkę. Cudowny, podkreślający figurę fason. Niewiele kolorów – ale z ich pomocą, subtelną kreską wymalowano magiczny świat. Niby skromna – ale tylko niby. Jakże kobieco czuję się w tym ciuszku.
Nie wybrałam jej ze względu na charakter chińskich kobiet. Nie ma we mnie ich pokory, służalczości i pracowitości. Czy gdybym nosiła ją na co dzień byłabym jak one? Wątpię.
Mnie pociągają osoby odważne, przedsiębiorcze, patrzące w przyszłość. Takie jak Ewa w raju.
Tak, właśnie Ewa, którą znudziło tarzaniem się w trawie z Adamem, latanie nago i próżniacze życie w ogrodach Boga. Ją pociągało nowe, nieznane, niezbadane. Ona chciało zmian, podróży, zdobywania, majtek, sukienek, szminki, szpilek i - grzechu. Gdyby nie jej odwaga, dalej tkwilibyśmy w miejscu i tęsknie spoglądali na dojrzewające jabłko - blokadę postępu.
Dlatego podziwiam Ewę. Tyle tylko, że w jej kostiumie byłoby mi dzisiaj zimno, no i nie uchodzi kochani, nie uchodzi.
Napisz komentarz
Komentarze