- W 2015 roku miałam kleszcza, natomiast w wieku 22 lat dostałam pierwszego lęku (2017 rok). Był to tak silny lęk, że ze spaceru wracałam biegiem do domu. Kazałam mamie wezwać karetkę, bo nie wiedziałam co mi jest. Z karetki dali mi lek na uspokojenie. Lęki były mocne i z dnia na dzień się nasilały. Trafiłam do prywatnego psychiatry, który stwierdził nerwicę lękową. To był już symptom boreliozy. Leki pomagały, aż do momentu jak nie wyszedł mi rumień na nodze, a z punkcji lędźwiowej wyszła w grudniu 2021 roku przewlekła neuroborelioza. Psychotropy niestety usypiały symptomy a choroba się rozwijała przez parę lat - mówi w rozmowie z portalem M jak Małopolska Żaneta Samoiluk.
LINK DO ZBIÓRKI
- Natychmiast w 2022 roku wzięłam się za leczenie neuroboleriozy. Dostałam dożylny antybiotyk, którego wywalczyłam (bo to nie było takie łatwe go dostać od lekarzy w tym chorym kraju). Po antybiotyku przeszlam na terapię naturalną. Zioła, lampy, dieta itp. Było w porządku, aż do momentu jak dopadł mnie COVID i obudziło się to wszystko od nowa ze zdwojoną siłą. Od stycznia 2023 walczę z tym od nowa. Tym razem jest to 2 razy silniejsze niż było wcześniej - podkreśla 28-latka z powiatu olkuskiego.
Aby pomóc w leczeniu 28-letniej mamy pierwszoklasistki, konieczna jest nasza pomoc. - Mam na wychowaniu córkę, która idzie do 1 klasy. Nie mogę pracować z totalnego wyczerpania organizmu. Błędne koło, w które wpadłam, pogrąża moje zdrowie, jednocześnie zabierając środki na życie. Błagam, pomocy... - apeluje o pomoc Żaneta.
Napisz komentarz
Komentarze