Trener Tomasz Tułacz postawił na sprawdzone wybory, dlatego w piątkowe popołudnie na murawę stadionu przy ulicy Kałuży w Krakowie wybiegła dokładnie ta sama jedenastka, która przed tygodniem rozpoczęła starcie z Legią. Punktualnie o godzinie 18.00 sędzia Marcin Kochanek dał sygnał do startu spotkania, a już 120 sekund później zgromadzeni na trybunach kibice mogli fetować pierwsze trafienie swoich ulubieńców. „Specjalność zakładu”, czyli niepołomickie stałe fragmenty napsuły krwi już niejednemu przeciwnikowi. Tym razem przekonali się o tym gdańszczanie, kiedy to po dobrym rozegraniu piłkę do ich siatki z bliskiej odległości skierował Stępień.
Szybko stracona bramka rozzłościła gości, którzy z impetem przeszli do ataków w poszukiwaniu wyrównującego trafienia. Lechia potrafiła utrzymać się przy piłce i stworzyła sobie kilka dogodnych sytuacji, jednak dobrze zorganizowana linia defensywna gospodarzy pozostawała szczelna. Podopieczni trenera Tułacza przetrzymali napory przeciwnika i coraz śmielej zaczynali sobie poczynać na boisku, co okrasili drugim trafieniem autorstwa Kosidisa, który w 33. minucie skorzystał z bardzo dobrej wrzutki Abramowicza i celnym strzałem głową podwyższył prowadzenie Żubrów. Wynik ten utrzymał się już do końca pierwszej połowy.
Dwie przed przerwą, dwie po przerwie
Po zmianie stron zawodnicy ze stolicy województwa pomorskiego usilnie próbowali przełamać strzelecki impas, chcąc złapać kontakt i dać sobie nadzieję na wywiezienie spod Wawelu choćby jednego punktu. Niepołomiczanie skutecznie odpierali jednak napory Lechistów, a i sami potrafili odpowiedzieć groźnym kontratakiem. Takim, jak chociażby w 49. minucie, gdy po efektownym podaniu Lee w sytuacji sam na sam z Sarnavskyim znalazł się Stępień, który nie zdołał jednak po raz drugi tego dnia wpisać się na listę strzelców. To, co nie udało się cztery minuty po przerwie, powiodło się w 78. minucie. Wówczas Yakuba trącił piłkę głową i pokonał Sarnavskiego, dając swojej drużynie trzybramkową przewagę. Nie był to jednak koniec strzeleckich popisów obrońcy rodem z Ukrainy, bowiem w 88. minucie po raz drugi zaskoczył on golkipera z Gdańska. Ostatnie słowo należało jednak do Meny, 60 sekund później notującego honorowe trafienie dla swojej drużyny, która wyjechała z Krakowa na tarczy.
Puszcza – Lechia 4:1 (2:0)
1:0 Stępień 2’
2:0 Kosidis 33’
3:0 Yakuba 78’
4:0 Yakuba 88’
4:1 Mena 89’
Puszcza: Komar – Mroziński (84’ Revenco), Yakuba, Craciun, Siplak (90’ Tomalski) – Stępień, Serafin – Lee (90’ Radecki), Blagaić (67’ Walski), Abramowicz – Kosidis (67’ Cholewiak)
Lechia: Sarnavskyi – Piła (80’ Wójtowicz), Pllana, Olsson (80’ Sezonienko), Conrado (80’ Kałahur)- Zhelizko – Mena, Kapić, Wendt (58’ Tsarenko), Khlan – Bobček (39’ Viunnyk)
Żółte kartki: Blagaić, Yakuba – Pllana
Sędziował: Marcin Kochanek (Opole)
Napisz komentarz
Komentarze