Dziś rano "WP Sportowe Fakty" poinformowały o pobiciu bramkarza Puszczy Niepołomice, Kewina Komara. Do zdarzenia doszło na festynie w Wiśniczu Małym, organizowanym przez tamtejszą Ochotniczą Straż Pożarną. Sprawcami mieli być kibole identyfikujący się z Wisłą Kraków, w zemście za przegrany mecz barażowy o awans do PKO BP Ekstraklasy.
Oświadczenie policji
Policja prowadzi postępowanie w tej sprawie i nie potwierdza doniesień, aby podłożem zdarzenia były kibicowskie animozje. Małopolska Policja wydała w tej sprawie oświadczenie.
Po artykułach medialnych, dotyczących incydentu do jakiego miało dojść w sobotę koło Bochni - rzekomo na tle kibicowskim, małopolska Policja podjęła czynności mające na celu zweryfikowanie przedmiotowego zdarzenia.
Zabezpieczono m.in. zapisy monitoringu, trwa ustalanie i przesłuchiwanie świadków.
Z dotychczasowych ustaleń Policji wynika, że zdarzenie nie miało podłoża kibicowskiego. Po zebraniu pełnego materiału procesowego w tej sprawie, zostanie on niezwłocznie przekazany do Prokuratury Rejonowej w Bochni celem oceny prawnej.
Organizator festynu przedstawia fakty
Z kolei, w rozmowie z "Faktem" relację z tego zdarzenia, przedstawia Piotr Put, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Wiśniczu Małym. To ona była organizatorem festynu, na którym doszło do zdarzenia.
- Było około północy. Zobaczyliśmy, że pomiędzy grupką chłopaków doszło do przepychanki. Interweniowaliśmy. Z jednej strony był ten Kewin Komar, później dowiedzieliśmy się, że to bramkarz klubu z Ekstraklasy, z drugiej trzech, może czterech chłopaków. A raczej chłopaczków. To nie były żadne karki i na pewno napastników nie było dwudziestu czy trzydziestu, jak podają media. Kiedy chcieliśmy wezwać policję, zaatakowany poinformował nas, że nic się nie dzieje, że to jego koledzy, że tak sobie żartują. Po czymś takim nie pozostało nam nic innego, jak wrócić do swoich obowiązków - powiedział Put.
Dodał też, że po chwili doszło do bójki i strażacy weszli do akcji, rozdzielając zwaśnione strony. Komar miał spuchniętą rękę, więc udzielili mu pomocy i chcieli wezwać pogotowie, ale rodzina partnerki bramkarza stwierdziła, że sama zawiezie go do szpitala.
- Odprowadziliśmy go na parking, wsadziliśmy do samochodu i czekaliśmy na wezwaną wcześniej policję - przyznał Put.
- Nie mam pojęcia, czy to kibice i jakiego klubu, ale agresorów na pewno zna dziewczyna poszkodowanego, która pochodzi z Wiśnicza Małego - dodał.
Napisz komentarz
Komentarze