- Taka ciąża zdarza się niezwykle rzadko. W ciągu swojej dwudziestojednoletniej pracy zawodowej, to dopiero moje drugie czworaczki – mówi prof. Hubert Huras, Kierownik Oddziału Klinicznego Położnictwa i Perinatologii. I podkreśla, że prowadzenie ciąży wieloraczej wymaga odpowiedniej wiedzy i specjalnego podejścia. – Przyszła mama wieloraczków musi przebywać na oddziale już od 26 tygodnia ciąży, a rozwiązanie następuje pomiędzy 30 a 32 tygodniem. Najwięcej wyzwań niesie za sobą monitorowanie dobrostanu płodów. Takie dzieci muszą być odpowiednio przygotowane do porodu, czyli musi być przeprowadzona wewnątrzmaciczna stymulacja dojrzewania płuc w oparciu o sterydy. Stosujemy również neuroprotekcyjnie siarczan magnezu. Wszystko po to, by dzieci urodziły się w jak najlepszej kondycji.
Również sam poród wieloraczy to nie lada wyzwanie dla położników. – Obserwujemy podwyższone ryzyko atonii macicy i krwotoku okołoporodowego. Taka ciąża rozwiązywana jest przez cesarskie cięcie, a na sali operacyjnej oprócz nas obecny jest również zespół neonatologów. Na szczęście w szpitalu takim jak nasz – o trzecim stopniu referencyjności – mamy zarówno odpowiednie kwalifikacje oraz doświadczenie, jak i wysokospecjalistyczny sprzęt, dlatego pacjentki mogą czuć się u nas w pełni bezpiecznie – zwraca uwagę Profesor Huras.
Już po narodzinach wszystkie cztery dziewczynki trafiły pod troskliwą opiekę zespołu Oddziału Klinicznego Neonatologii.
Bacznie ich zdrowiu przygląda się prof. Ryszard Lauterbach, Kierownik Oddziału. - Przebieg kliniczny jest typowy dla tak niedojrzałych dzieci. Aktualnie stosowane nieinwazyjne wsparcie oddechowe wywiera niewielki wpływ na proces dojrzewania płuc, który zachodzi w sposób ciągły czego dowodem jest brak konieczności stosowania już podwyższonych stężeń tlenu do oddychania. Przewód pokarmowy adaptuje się prawidłowo do spełniania funkcji trawienia i przyswajanie składników odżywczych, co pozwoliło zrezygnować z dodatkowych wlewów kroplowych. W ciągu następnych tygodni przewidujemy dalszy wzrost objętości karmienia doustnego, kontrolę parametrów metabolicznych opisujących przyrost tkanki kostnej i ocenę ryzyka wystąpienia ewentualnych zaburzeń w tym zakresie, aby w razie potrzeby zadziałać profilaktycznie. Okresowo oceniamy też morfologię krwi i zdolności produkcji erytrocytów i hemoglobiny pod kątem regulacji podaży żelaza i witamin – tłumaczy profesor Lauterbach.
Nasze małe cztery Gąsieniczki
Dominika i Marcin Gąsienica – Matus. On trzydziestodwuletni architekt, ona o rok młodsza nauczycielka wychowania przedszkolnego. Razem po ślubie już 5 lat. W lutym zostali dumnymi rodzicami Agnieszki, Hani, Klementynki i Anielki.
- To pierwsze Państwa dzieci, a od razu całkiem spora gromadka. Pamiętają Państwo ten moment, w którym dowiedzieliście się, że czekacie nie na jedno, ale czworo pociech?
Dominika Gąsienica-Matus: To było praktycznie już podczas pierwszego kontrolnego USG. Pojechałam na badanie i pani doktor oznajmiła, że będzie czwórka. Natychmiast zadzwoniłam do męża, który trochę zaniemówił.
Marcin Gąsienica-Matus: Nawet trochę bardzo zaniemówił.
D.G-M.: Od początku była to też wielka radość, że będziemy mieli dzieci. Myślę, że dosyć szybko się przyzwyczailiśmy do tego, że będzie ich więcej. Zresztą w ciąży czułam się całkiem dobrze i nieźle ją znosiłam.
- A od kiedy wiedzieliście, że czekacie na cztery córki?
D.G-M.: Początkowo pani doktor była pewna dwóch dziewczynek, a pozostałe dwie tak układały się podczas badań, że nie można było potwierdzić na sto procent ich płci. Ale z każdym kolejnym USG – a w czasie ciąży wieloraczej wykonuje się ich więcej niż standardowo – nie mieliśmy już żadnych wątpliwości.
- Panie Marcinie, można zapytać żartobliwie czy w takim razie myśli Pan o synu?
M.G.: No pewnie, że tak! O czterech – żeby było do kompletu, do pary :)
D.G-M.: No pewnie, że byśmy chcieli, ale na razie skupiamy na tym, żeby dziewczynki były zdrowe i jak najszybciej wyszły ze szpitala i wróciły z nami do domu.
- Skoro mowa o szpitalu, to przez pewien czas Szpital Uniwersytecki był Pani drugim domem.
D.G-M.: To prawda, trochę w nim „pomieszkałam”. Od samego początku ciąży – z racji tego, że była to ciążą wieloracza - byłam skierowana do tutejszej poradni patologii ciąży i przyjeżdżałam na badania. Później, mniej więcej na miesiąc przed porodem, byłam już pod stałą obserwacją na Oddziale Patologii Ciąży, a 22 lutego – w 30 tygodniu i 5 dniu ciąży – urodziły się dziewczynki.
- Agnieszka, Hania, Klementyna i Anielka. Czy pamięta Pani jaką dziewczynki miały wagę?
D.G-M.: W tej chwili dokładnie nie pamiętam, ale wszystkie były mniej więcej podobne. Ważyły od 1 kg do 1,150 kg.
- I od razu Państwo wiedzieli, która z nich dostanie które imię?
D.G-M.: O tym akurat zadecydował tata.
M.G.: Na początku ciężko było mi się skupić, żeby sobie przypomnieć jak to wszystko po kolei ma być, ale po chwili namysłu już wiedziałem. Wybraliśmy takie imiona, jakie się nam podobały. To było jedyne kryterium, chociaż akurat Agnieszka i Anielka to imiona po naszych prababciach.
- Pochodzą Państwo z gór, a dokładnie z Kościeliska i z Zębu. Czy gra i śpiewa w Was prawdziwa „góralska dusza”?
D.G-M.: jesteśmy rodowitymi góralami, więc od dziecka mamy styczność z zespołami góralskimi, które działają w naszych miejscowościach. Obecnie, kiedy sami gramy i śpiewamy, stało się to naszą prawdziwą pasją i hobby. Miło by było gdyby dziewczynki odziedziczyły po nas te talenty i zainteresowania, ale wybór na pewno będzie należał do nich. Nic na siłę. Ale wielu znajomych już teraz żartuje, że stworzyliśmy nowy, samodzielny zespół, bo taka typowa góralska kapela składa się właśnie z czterech osób.
- Na koniec chciałabym zapytać czy mogą Państwo liczyć na wsparcie najbliższych i ręce do pomocy?
D.G-M.: Wsparcie mamy ogromne. Otrzymujemy zarówno wsparcie psychiczne, jak i fizyczne. Dostaliśmy też wiele ciepłych wiadomości, nawet od obcych.
M.G.: Od początku było wiadomo, że to nietypowa ciąża, a że wiadomości szybko się rozchodzą, więc wiele osób się tym interesowało. Tym bardziej u nas na Podhalu, gdzie można powiedzieć wszyscy się znają. Wszyscy najbliżsi deklarują wsparcie, a babcie, dziadek i rodzeństwo już szykują się do dyżurów. My tylko żartujemy sobie, że ciekawi jesteśmy jak długo to potrwa i kiedy przestaną odbierać od nas telefony. J
- Czyli istnieje szansa że przynajmniej jedną noc się porządnie wyśpicie?
D.G-M.: Mamy nadzieje że chociaż jedną.
- Dziękuję za rozmowę.
D.G-M. i M.G.: My również dziękujemy, a korzystając z okazji chcielibyśmy przekazać nasza wdzięczność Personelowi szpitala i wszystkim paniom i panom, którzy angażują tyle serca i siły, by nasze dziewczynki przeżyły w zdrowiu. To jest nie do opisania. Przy pierwszym spotkaniu profesor powiedział nam takie fajne zdanie, że to są „cztery bardzo silne, charakterne gąsieniczki”, więc teraz mają nawet rysunki gąsieniczek na swoich inkubatorach. W tym momencie, kiedy jeszcze nie możemy zabrać córek ze sobą do domu, te Panie zastępują im tak naprawdę nas. Mamy poczucie, że są pod najlepszą opieką.
Rozmawiała: Maria Włodkowska
Napisz komentarz
Komentarze