Srebrny piątek
Sułek po bardzo dobrej porannej odsłonie zmagań, w której poprawiła rekordy życiowe w biegu na 60 metrów przez płotki (8.31) oraz pchnięciu kulą (13.89) i uzyskaniu wartościowego 1.89 w skoku wzwyż przystępowała do skoku w dal jako wiceliderka pięcioboju. Na koncie miała 2962 punkty i traciła do prowadzącej Nafissatou Thiam 144 punkty. Przedostatnią odsłonę zmagań Sułek rozpoczęła od znakomitej próby na 6.52. W drugiej kolejce taki sam wynik osiągnęła jednak jej główna rywalka, ale Sułek ponownie pokazała swoje waleczne oblicze i w trzecim skoku poprawiła rekord życiowy lądując na 6.62. Do Thaim, która zakończyła zmagania z wynikiem 6.59, Polka ostatecznie odrobiła dziesięć punktów. By myśleć o złocie Sułek musiałaby pokonać Thiam w biegu na 800 metrów o blisko 10 sekund. Podopieczna Marka Rzepki zaprezentował w ostatniej konkurencji niesamowitą waleczność. Objęła prowadzenie i zbudowała dużą przewagę. To kosztowało wiele sił, na ostatnich metrach Sułek wyraźnie traciła moc. Finiszowała z czasem 2:07.17, dystansując rywalki w tym Thiam. W sumie Polka uzyskała 5014 punktów, czyli o jeden więcej niż dotychczasowy halowy rekord świata. Ten jednak od dziś należy do Thiam – Belgijka straciła do Polki sześć sekund i mogła celebrować wynik najlepszy wynik w historii globu, czyli 5055 punktów.
– Nie sądziłam, że Thiam tak zawalczy. Przegrywam i jak zwykle robię to na historycznym poziomie. Taki jest sport, a póki co pięciobój i siedmiobój uczą mnie porażek na godnym poziomie – przyznała w strefie wywiadów Sułek.
Celem podopiecznej Marka Rzepki, zawodniczki Brdy Bydgoszcz, było poprawienie w Stambule rekordu świata. Mimo uzyskania wyniku lepszego od dotychczasowego rekordu (5013 punktów z 2012 roku) Sułek nie czuła radości.
– Czy jestem szczęśliwa? Przyjechałam tutaj wygrać i poprawić rekord świata. Nie sądziłam, że dziewczyna bez startu w tym roku pobije rekord w pierwszym występie w sezonie. Wiedziałam, że Thiam to klasa sama w sobie. Światowa. Myślałem jednak, że dziś to ja będę lepsza. Póki co to ona jest number one – powiedziała Sułek uznając wyższość belgijskiej rywalki.
Polka kończyła wielobój świetnym biegiem na 800 metrów.
– Przez kilka sekund byłam rekordzistką świata. Nie widziałam Thiam na telebimie, może jakby mnie nie odcięło na ostatnich 100 metrach to ten wynik byłby mój. Zrealizowałam założenia międzyczasów, a bieganie 2:07 na hali pozwala myśleć o jeszcze lepszych wynikach na stadionie – analizowała Sułek, której czas 2:07.17 jest najlepszym w historii uzyskanym przez pięcioboistkę podczas halowych mistrzostw Europy.
– Będę kiedyś chciała poprawić ten rekord. Wiadomo, że zrobić 5060 punktów będzie trudniej niż 5020. Trzeba będzie po prostu złożyć światowe wyniki, nadrobić w innych konkurencjach niż w dal i wzwyż. Niemniej będę pracować i z czasem ten rekord świata będzie mój – obiecała zawodniczka z Bydgoszczy.
Słowa uznania pod adresem Sułek kierował też wiceprezes PZLA, a przed laty czołowy wieloboista świata Sebastian Chmara.
– Zrobić rekord świata i nie zdobyć złota i to wszystko na halowych mistrzostwach Europy. To jest po prostu niewiarygodna historia – cieszył się w Stambule Chmara, którego z Sułek łączy postać nieżyjącego już trenera Wiesława Czapiewskiego.
Drugie srebro do polskiej kolekcji wywalczyła w Stambule Ewa Swoboda. Na mecie zmierzono jej czas 7.09, a Polka przegrała jedynie ze Szwajcarką Mujingą Kambundji (7.00, najlepszy wynik w Europie).
– Jestem bardzo szczęśliwa, że zdobyłam ten srebrny medal. Z wyników wychodziło, że będę tutaj trzecia. Powiedziałam sobie jednak, że nie chcę mieć brązu i powalczę o coś lepszego – przyznała podopieczna Iwony Krupy.
Przed rekordzistką Polski teraz przygotowanie do sezonu na otwartym stadionie.
– Co będzie latem zobaczymy, ale teraz chcę się cieszyć tym, że jestem druga w Europie – śmiała się Swoboda.
Na półfinałach starty w mistrzostwach zakończyły pozostałe nasze sprinterki – Martyna Kotwiła (7.33) i Magdalena Stefanowicz (7.32).
Michał Rozmys w finale biegu na 1500 metrów finiszował dziewiąty z czasem 3:43.09.
– Miałem wewnętrzny tor co utrudniło przedostanie się na początek stawki. Zawodnicy od zewnątrz zabiegali drogę i trochę blokowali. Po 250 metrach doszło do kolizji, próbowałem wyminąć wywróconego zawodnika. Starałem się być w kontakcie z czołówką, ale niestety moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Być może są bardzo zmęczone po wczorajszym biegu i niedostatecznie się zregenerowałem mimo iż się starałem zrobić to odpowiednio – analizował piątkowy start w Stambule Rozmys.
W finale zameldowała się w piątkowy wieczór Anna Kiełbasińska. Po bezproblemowym przejściu porannych kwalifikacji w półfinale uzyskała czas 51.67 i uległa w swoim biegu jedynie Lieke Klaver.
– Generalnie plan na dziś został wykonany. Taktycznie też się wywiązałam z postawionych zdań. Jestem zadowolona. Nic mnie dziś nie zaskoczyło w rywalkach. Może ew. to, że Lieke weszła przede mnie i musiałam trochę zwolnić żeby nie dostać z kolca. Teraz musze liczyć na łut szczęścia, że będzie trzeci, albo czwarty tor – mówiła Kiełbasińska zerkając na monitor w strefie wywiadów i nie znając jeszcze wyników drugiego półfinału z Femke Bol (ta wygrała, ale osiągnęła 52.19).
Finał biegu na 400 metrów pań zaplanowano na godzinę 20:30 (czasu lokalnego, 18:30 polskiego) w sobotę. Polka ruszy w nim z trzeciego toru.
– Pora na odpoczynek i jutro będzie walka. Jest szansa na bieg poniżej 51 sekund, chociaż jestem trochę zmęczona i mam jakąś zadyszkę. Na szczęście nie ma dramatu – powiedziała Kiełbasińska.
Kajetan Duszyński, ruszający do półfinałowej rywalizacji z trudnego drugiego toru, finiszował jako piąty. Uzyskał czas 47.01 i nie awansował do biegu finałowego.
W porannej piątkowej sesji dobrze spisała się Sofia Ennaoui, która wywalczyła awans do finałowego biegu na 1500 metrów. Niestety na dziewiątym, pierwszym nie dającym awansu, miejscu konkurs eliminacyjny trójskoku zakończyła Adrianna Laskowska. W sesji wieczornej pokonanie w pierwszych próbach 2.08, 2.14 i 2.19 pozwoliło Norbertowi Kobielskiemu na bezproblemowy awans do finału skoku wzwyż.
Brązowa sobota
Jako pierwsza z suckesu cieszyła się w sobotę Ennaoui. Polka długo biegła na drugiej pozycji za Rumunką Claudią Mihaela Boboceą. Później obie zawodniczki straciły pozycje na rzecz Laury Muir i ostatecznie nasza reprezentantka finiszowała trzecia.
– Przede wszystkim bardzo się cieszę, że nie bałam się pobiec z przodu i nie musiałam nadrabiać. Na hali nie ma żadnych oporów wiatru więc mogłam spokojnie biec i kontrolować co się dzieje. Byłam na pozycji, która pozwalała mi wszystko dokładnie obserwować – analizowała start Ennaoui, podopieczna trenera Wojciecha Szymaniaka.
Polka brązowy medal okrasiła najlepszym wynikiem w karierze uzyskanym w hali – 4:04.06.
– Rekord życiowy na imprezie taka jak ta pokazuje, że wszystko zostało dobrze wykonane. Zbliżyłam się też bardzo do rekordu Polski. Zmierzamy zatem z trenerem w dobrą stronę – cieszyła się brązowa medalistka.
Kilkanaście minut po finale rywalizacji na dystansie 1500 metrów w blokach startowych pojawiły się specjalistki od biegania 400 metrów. Na trzecim torze wystartowała Anna Kiełbasińska. Polka pobiegła mocno za dwiema Holenderkami – późniejszą mistrzynią (Femke Bol) i wicemistrzynią (Lieke Klaver) Europy. Brązowy medal zdobyła z czasem 51.25, najlepszym w tym sezonie.
– Ten medal, jak i każdy sukces, jest nagrodą za poświęcenie jakie wkładamy w sport. Dziś bardzo chciało mi się wyjść na bieżnię. Byłam bardziej agresywna i bojowa. Nie stresowałam się, a koncentrowałam się na zadaniu. Wiedziałam, że z tego toru muszę bardzo szybko otworzyć żeby złapać się za Holenderkami. Inaczej nie miałabym szans na medal – przyznała sprinterka SKLA Sopot.
Dla Kiełbasińskiej brąz wywalczony w Stambule jest pierwszym indywidualnym medalem w rywalizacji halowej.
– Wiedziałam, że nie będzie tutaj miejsca do nadrobienia na końcówce. Jest trochę żal, że nie udało się pobiec poniżej 51 sekund. Ale co ja dziś mogę zrobić? I tak jestem z siebie dumna. Kolejny ptaszek w moim sportowym CV został odhaczony. Ta moja kariera się tak wypełnia i myślę, że warto było być tak upartym w dążeniu do celu i ufać, że ma się to coś w sobie – powiedziała Kiełbasińska.
Przed brązową medalistką biegu indywidualnego jeszcze strat w niedzielnej sztafecie 4 x 400 metrów.
– Teraz można się chwilę pocieszyć, ale trzeba się zregenerować do sztafety. Przed nami jest jeszcze jedno zadanie. Wiadomo, że sen jest najlepszą regeneracją – podkreśliła.
Czwartym sprinterem Europy został Dominik Kopeć. W finale Polak otarł się o podium. Brązowy medal przegrał ze Szwedem Larssonem o jedną tysięczną sekundy. Wynik 6.53 jest drugim w historii polskiej lekkoatletyki.
– Chyba udowodniłem, że mam to coś w nogach i mogę biegać szybko. Biegałem w tym sezonie halowym regularnie i kończę go z rekordem życiowym w biegu na 60 metrów. To czwarte miejsce mnie zdenerwowało, bo liczyłem po cichu na medal. Byłem w stanie wywalczyć ten brąz. Cała stawka w finale pobiegła bardzo mocno. Szkoda, że nie ma tego krążka – smucił się lekkoatletka Agrosu Zamość.
Dobra postawa w sezonie halowym jest optymistycznym prognostykiem przed startami letnimi.
– Wydaje mi się, że będę biegał na 100 metrów regularnie poniżej 10.20, a w tej szczytowej formie uda mi się złamać granicę 10.10. To mój cel na sezon letni – zapewnił Kopeć.
Niespodziewanym mistrzem Europy został Włoch Ceccarelli (6.48), który pokonał swego rodaka – mistrza olimpijskiego z Tokio – Jacobsa (6.50).
– Włoch zaskoczył mnie już w półfinale. Pobiegł tam rewelacyjnie, 6.47 to czas kosmiczny– mówił po półfinale Kopeć.
W biegu półfinałowym na 800 metrów Mateusz Borkowski do ostatnich metrów walczył o bezpośredni awans do finału. Ostatecznie zajął czwarte miejsce z czasem 1:47.55 i tym samym przegrał walkę o awans.
– Przykro mi bardzo, bo przegrałem o kilka setnych. Biegło mi się fajnie, bardzo chciałem wejść do finału. Przyjechałem tutaj powalczyć o medale i tego nie ukrywałem. Taki jest sport. Nie załamuję się. To jest hala, trzeba się przepychać i dobrze ustawiać, a czasu na reakcję jest mało. Dopiero zacząłem współpracę z trenerem Wołkowyckim, więc myślę, że nie jest źle – analizował start Borkowski.
W porannej sobotniej sesji do półfinałów awansowali Weronika Nagięć, Jakub Szymański i Damian Czykier (wszyscy bieg na 60 metrów przez płotki). Po zaliczeniu w pierwszych próbach 5.40, 5.55 oraz 5.65 do niedzielnego finału skoku o tyczce zakwalifikował się Piotr Lisek.
Wielki powrót Piotra Liska
Do Stambułu miał nie jechać, a ostatecznie zdobył srebro. Piotr Lisek konkurs tyczkarzy rozpoczął od pokonania poprzeczki zawieszonej na 5.50 oraz 5.60. Po pierwszej nieudanej próbie na 5.70 Polak zagrał va banque. Przełożył dwa pozostałe skoki na kolejną wysokość i… 5.80 pokonał w pierwszym podejściu!
– Wierzyłem, że mogę zdobyć medal. To jest sport, a ja walczyłem do końca. Zmieniłem tyczki na 5.85, wcześniej też zaryzykowałem na 5.70 i 5.80. Nie skupiałem się na innych zawodnikach, a patrzyłem na siebie. Skok o tyczce charakteryzuje się tym, że się wspieramy, a na wysokości walczymy sami ze sobą – przyznał wicemistrz Europy.
W obliczu nieudanych prób Liska oraz rywalki na 5.85 zdobył srebrny medal, piąty wywalczony w imprezie tej rangi.
– Sam nie mogłem się doliczyć tych halowych mistrzostw Europy i dopiero European Athletics uświadomiło mi, że to moja szósta taka impreza, a z pięciu przywożę medal. Cieszę się, że mogłem udowodnić to iż na imprezie docelowej mogę skakać najlepiej w sezonie – podkreślił Lisek.
Polak drugie miejsce w konkursie podzielił z Grekiem Emmanouilem Karalisem, z którym na co dzień trenuje w jednej grupie.
– Bardzo dobrze mi się z nim pracuje. Jest młody i ambitny. To uśmiechnięty chłopak więc pasujemy do siebie charakterami. Każdy z nas ma już własną historię sportową, więc dobrze wiemy po co przychodzimy na trening – podkreślił podopieczny Marcina Szczepańskiego.
Złoty medal zdobył Norweg Sondre Guttormsen, który podobnie jak Polak i Grek skoczył 5.80.
Drugie srebro dla Polski zdobył w niedzielny wieczór płotkarz Sopockiego Klubu Lekkoatletycznego Jakub Szymański. 21-latek wicemistrzostwo kontynentu wywalczył z czasem 7.56.
– Nie sądziłem, że w tak młodym wieku będę już w europejskiej czołówce i będę zdobywał medale. To smakuje naprawdę bardzo dobrze – cieszył się podopieczny trenera Bernarda Wernera.
Dla młodego zawodnika kończący się sezon halowy był dopiero drugim seniorskim w karierze.
– To, że miałem równą formę i dużo biegów na wysokim poziomie pokazuje, że tak naprawdę nie mogłem sobie wyobrazić lepszego sezonu. Wszystkie założenia, które ustaliliśmy z trenerem wyszły nam i to nawet ponad skalę – podkreślił Szymański.
Szósty w finale, z czasem 7.63, był drugi z Polaków, czyli Krzysztof Kiljan.
– Na początku ugięła mi się noga, gdyż starter nas szybko puścił. Uważam, że od pierwszego płotka do mety to był najlepszy bieg w moim życiu. Dużo dało mi to, że w tym sezonie mogłem startować na mityngach zagranicznych i obyć się z bieganiem w mocnej stawce – przyznał Kiljan.
Mistrzem Europy został Szwajcar Jason Joseph, który złoto okrasił najlepszym wynikiem w tym sezonie na kontynencie – 7.41.
Do finałowego biegu sztafeta 4 x 400 metrów pań przystąpiła w zupełnie nowym składzie. Na pierwszej zmianie walkę o medal europejskiego czempionatu podjęła Anna Kiełbasińska, która wczoraj zdobyła brąz w rywalizacji indywidualnej.
– Cieszmy się, że utrzymałyśmy tradycję medalu polskiej sztafety mimo iż był tutaj nowy skład. Uważam, że super się wszystkie spisałyśmy. Nie myślałyśmy, że jesteśmy jakieś gorsze tylko iż jesteśmy w stanie walczyć – podkreślała w rozmowie z mediami Kiełbasińska.
Zawodniczka SKLA Sopot na pierwszej zmienia nie uniknęła kolizji z rywalkami.
– Zaraz po pierwszej dwusetce poczułam uderzenie na prawym kolcu. To mnie wybiło z rytmu, ale rywalkę, która mnie zawadziła bardziej. Po biegu Gosia Hołub powiedziała, że za nami pojawił się wtedy chaos. To też pozwoliło zbudować nam przewagę – zaznaczyła Kiełbasińska.
Na drugiej zmianie trener Aleksander Matusiński wystawił doświadczoną sprinterkę Marikę Popowicz-Drapałę, która w tym sezonie halowym zadebiutowała pod dachem w biegu na 400 metrów.
– Niczego nie pamiętam z tego biegu. Po prostu skupiłam się na tym żeby trzymać się Holenderki. Złapałam się tej myśli jak dzika i jechałam z nią twardo żeby zrealizować swoje zadanie. Drugi raz w życiu biegłam 400 metrów na hali i dla mnie w tym biegu po prostu dużo się działo – przyznała zawodniczka bydgoskiego Zawiszy.
Jak zaznaczyła w rozmowie z dziennikarzami nie czuła presji związanej ze startem w nowej dla siebie konkurencji.
– Przed biegiem powiedziałam do Ani Pałys, że nic tutaj nie musimy. My możemy gdyż dostałyśmy szansę. Jak ktoś komuś daje szansę to nie wypada zrobić nic innego jak ją wykorzystać. Wiedziałyśmy, że będzie bardzo ciężko i musimy się bronić. My z Anią Kiełbasińską jesteśmy żołnierkami i nie poddajemy się – podkreśliła Popowicz-Drapała.
Trzecia w polskiej ekipie walczyła na bieżni Alicja Wrona-Kutrzepa.
– Wykonałam swoje zadanie. Miałam trzymać się za Holenderkami i dałam się z siebie 100%. Starałm się nie wywierać na sobie presji, tak jak powiedziała Marika – mówiła zawodniczka AZS-u Lublin.
Polską sztafetę na metę przyprowadziła Anna Pałys.
– Miałam dość łatwe zadanie, bo dziewczyny zbudowały przewagę. Starałam się jak mogłam. Chciałam na końcu jeszcze powalczyć z Włoszką, ale nogi już nie pozwoliły – przyznała Pałys.
Biało-czerwone na mecie uzyskały czas 3:29.31. Dla polskiej sztafety żeńskiej 4 x 400 metrów brąz w Stambule jest utrzymaniem medalowej serii, która zaczęła się w 2015 roku w Pradze. Mistrzyniami Europy zostały Holenderki przed Włoszkami.
Bez medalu udział w mistrzostwach Europy w Stambule zakończył skoczek wzwyż Norbert Kobielski. Polak po zaliczeniu w pierwszych próbach 2.10, 2.15 oraz 2.19 potrzebował poprawek na 2.23 i 2.26. Później bez powodzenia atakował 2.29 i ostatecznie został sklasyfikowany na piątej pozycji. Wygrał Douwe Amels, który skacząc 2.31 poprawił rekord Holandii. Medal dałoby Polakowi pokonanie 2.29.
Reprezentacja Polski, której generalnym sponsorem jest PKN ORLEN, kończy mistrzostwa w Stambule z siedmioma medalami (cztery srebra i trzy brązy). Taką samą liczbą medali mogą poszczycić się tylko zwycięzcy klasyfikacji medalowej, czyli Holendrzy.
Kolejna edycja halowych lekkoatletycznych mistrzostw Europy odbędzie się w marcu 2025 roku w holenderskim Apeldoorn.
Napisz komentarz
Komentarze