Piątkowe spotkanie przy ulicy Reymonta 22 miało być zmazaniem plamy po wielkosobotniej porażce 1:2 z drużyną Puszczy Niepołomice. Cel był jeden - zdobycie trzech punktów w starciu ze Stalą Rzeszów, która aż 6:0 rozbiła Zagłębie Sosnowiec, a wcześniej zremisowała z Podbeskidziem i Termaliką. Zgubienie punktów znacznie utrudniało sytuację Wiślaków w walce o bezpośredni awans.
Pierwszą połowę można śmiało opisać jednym słowem - "meczycho". Podopieczne trenera Radosława Sobolewskiego wyszli pozytywnie naładowani i od pierwszych minut postanowili stłamsić Stal. Jako pierwszy sytuację miał w 5 minucie Fernandez, znajdując się w dogodnej sytuacji. Niestety uderzona przez niego piłka trafiła jedynie w boczną siatkę. Z minuty na minutę lokomotywa napędzana przez hiszpańskich zawodników rozpędzała się i swoją szansę na otwarcie wyniku potyczki miał Rodado. Junca zagrał futbolówkę, która trafiła pod nogi napastnika i wylądowała na słupku bramki strzeżonej przez Bąkowskiego.
Mawia się, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Na całe szczęście w tym przypadku teoria nie wiązała się z praktyką. W 31 minucie defensywa gości popełniła błąd i sędzia wskazał na wapno. Rzut karny pewnie wykorzystał Fernandez, dla którego jest to już dziewiętnaste trafienie w trwających rozgrywkach. Trzy minuty później było już 2:0 dla gospodarzy po fantastycznym uderzeniu z woleja Junki. Wiślacy postanowili zabrać rywalom szansę na wywiezienie z Reymonta przynajmniej jednego oczka jeszcze przed przerwą, kiedy po składnej akcji piłkę do siatki wpakował Rodado. Podopieczni Radosława Sobolewskiego mieli o wiele więcej dogodnych sytuacji i wynik na tablicy mógł być jeszcze wyższy.
Niepotrzebne rozluźnienie
O ile pierwsze 45 minut było popisem futbolu i bodaj najlepszą pierwszą połową rozegraną przez Wiślaków nie tylko w rundzie wiosennej, ale i dotychczasowych spotkaniach Fortuna 1 Ligi, o tyle druga część meczu była bardzo kiepska. Gospodarze odpuścili Stali Rzeszów i zamiast dobić rywala, pojawiły się spore i niepotrzebne nerwy. Z boiska zeszli Villar, Mula, Moltenis oraz dobrze grający Kacper Duda i nagle na boisku rządzili piłkarze z Podkarpacia. W 69 minucie po głupim faulu Tachiego na Małeckim rzut karny pewnie wykorzystał Poczobut i zrobiło się niebezpiecznie dla Białej Gwiazdy.
Można powiedzieć, że obrazu słabszej gry Wisły nie zmieniła nawet czerwona kartka, którą w 75 minucie zobaczył Krzysztof Danielewicz. Rzeszowianie do końca spotkania przeważali, ale wynik na tablicy nie uległ zmianie. Pozostał jednak niesmak, bo w takich potyczkach powinno się dobić rywali i odebrać im szansę na podniesienie się. Miejmy nadzieję, że było to ważna lekcja na kolejne potyczki, które zdecydują o awansie.
Wisła Kraków - Stal Rzeszów 3:1 (3:0)
1:0 Fernandez 31’ (k.)
2:0 Juncà 34’
3:0 Rodado 45+2’
3:1 Poczobut 69' (k.)
Wisła Kraków: Biegański - Jaroch, Łasicki (79’ Basha), Moltenis (61’ Colley), Juncà - Duda (61’ Tachi), Igbekeme - Villar (61’ Żyro), Fernández, Mula (46’ Młyński) - Rodado.
Stal Rzeszów: Bąkowski - Polowiec, Góra, Oleksy, Głowacki - Danielewicz - Michalik (31’ Kłos), Wolski (77’ Piątek), Poczobut, Prokić (77’ Olejarka) - Mustafajew (60’ Małecki).
Żółte kartki: Danielewicz, Kłos, Piątek
Czerwona kartka: Danielewicz (druga żóła)
Sędziował: Marcin Szczerbowicz (Olsztyn)
Napisz komentarz
Komentarze