Inauguracja Ligi Konferencji UEFA zdawała się być ekstremalnym zadaniem dla dwóch polskich klubów, rywalizujących w nowym formacie - fazie ligowej rozgrywek. Pomimo, że to trzeci, najniższy poziom w hierarchii europejskich pucharów, to rywalami Legii i Jagiellonii były zespoły Betisu Sewilla oraz FC Kopenhagi, a więc jedni z głównych faworytów do triumfu. W ciemno stawialiśmy zdobycie choćby punktu, ale nikt nie spodziewał się dwóch zwycięstw. A jednak piłka nożna jest bardzo nieprzewidywalna.
Sensacja na Parken!!!
Jagiellończycy wywalczyli przepustkę do gry w Lidze Konferencji dzięki zwycięskiemu dwumeczowi z FK Poniewież w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. W kolejnej fazie tych rozgrywek nasz zespół musiał uznać wyższość norweskiego Bodo/Glimt, a w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Europy holenderskiego Ajaksu Amsterdam. W fazie ligowej Ligi Konferecji od razu Jagiellończykom trafiała się niezwykle trudna przeszkoda na start. FC Kopenhaga to bowiem drużyna, która rokrocznie występuje w rozgrywkach europejskich, z ogromnym doświadczeniem.
Trener Adrian Siemieniec od początku boju na Parken wystawił inną jedenastkę w porównaniu do ostatnich gier ligowych. Od pierwszych minut dał szansę gry rezerwowym w ostatnim starciu ligowym Aurelienowi Nguiambie, Dusanowi Stojinoviciowi, a ponadto do wyjściowego składu powrócili Pululu i Michal Sacek. Na ławce rezerwowych pozostał między innymi kapitan Jagi - Taras Romanczuk.
Pierwsze minuty starcia w stolicy Danii przebiegały pod dyktando gospodarzy, którzy zepchnęli Jagiellonię do defensywy. Już w 12. minucie Sławomir Abramowicz musiał wyciągać piłkę z siatki. Precyzyjnym strzałem głową popisał się Pantelis Hatzidiakos i FC Kopenhaga objęła prowadzenie.
Kolejne fragmenty pierwszej części meczu to także dominacja miejscowych, którzy mogli podwyższyć rezultat. Strzałów próbowali między innymi Lukas Lerager czy Kevin Diks. Ten drugi miał przed sobą tylko Abramowicza, ale posłał futbolówkę nad bramką Jagiellonii.
Pierwsza połowa mimo naporu Kopenhagi, zakończyła się jednak skromnym prowadzeniem Duńczyków. Czy po zmianie stron obraz gry uległ zmianie?
Druga część meczu była absolutnie szalona w wykonaniu Żółto-Czerwonych. Najpierw był sygnał ostrzegawczy ze strony rywali, kiedy do siatki trafił Mohamed Elyounoussi. Po analizie VAR sędziowie orzekli jednak, że Norweg był na spalonym.
Chwilę później Jagiellonia zaskoczyła Kopenhagę. Joao Moutinho posłał płaskie dośrodkowanie w kierunku Pululu, a snajper Jagiellonii efektownym strzałem piętą, z trudnej pozycji, skierował piłkę do bramki strzeżonej przez Niklasa Trotta. Był remis 1:1 i konsternacja na trybunach. To był jednak dopiero początek wielkich emocji, które czekały nas w ostatnich minutach rywalizacji, ale zanim do tego doszło, to rywale znów przeważali.
Jagiellończycy tego dnia byli jednak bardzo dobrze zorganizowani w tyłach. Mimo wielu prób dośrodkowań ze strony miejscowych, defensywa mistrzów Polski spisywała się bez zarzutu i nie dopuszczała Duńczyków do strzałów z dogodnych pozycji. Częste próby uderzeń z dystansu Kopenhagi były zaś zazwyczaj blokowane.
Taki obraz gry utrzymywał się do ostatnich sekund meczu, kiedy to Jagiellonia wymierzyła nokautujący cios na Parken. Trybuny uciszył rezerwowy Darko Churlinov, który świetnie wykorzystał zagranie Pululu. Macedończyk uderzył płasko, kompletnie myląc bezradnego Trotta. Na zegarze wybiła 98. minuta rywalizacji, a po chwili arbiter zakończył mecz.
Tym samym podopieczni Adriana Siemieńca wywalczyli pierwszy, historyczny komplet punktów w fazie ligowej rozgrywek europejskich.
FC Kopenhaga - Jagiellonia Białystok 1:2 (1:0).
Bramki: Pantelís Hatzidiakos 12' - Afimico Pululu 51', Darko Churlinov 90'
FC Kopenhaga: 1. Nathan Trott - 22. Giorgi Gocholeishvili, 6. Pantelís Hatzidiákos, 2. Kevin Diks, 15. Marcos López - 10. Mohamed Elyounoussi, 12. Lukas Lerager, 27. Thomas Delaney (37' 17. Victor Froholdt), 8. Magnus Mattsson (69' 14. Andreas Cornelius), 30. Elias Achouri (86' 38. Oliver Højer) - 7. Viktor Claesson (86' 9. Gierman Onugcha).
Jagiellonia: 50. Sławomir Abramowicz - 16. Michal Sáček, 3. Dušan Stojinović, 17. Adrián Diéguez, 44. João Moutinho - 20. Miki Villar (62' 22. Peter Kováčik), 39. Aurélien Nguiamba (84' 14. Jarosław Kubicki), 29. Marcin Listkowski (55' 82. Tomás Silva), 11. Jesús Imaz (46' 6. Taras Romanczuk), 99. Kristoffer Hansen (55' 21. Darko Churlinov) - 10. Afimico Pululu.
żółte kartki: López, Cornelius - Hansen, Nguiamba, Sáček, Silva, Abramowicz.
Legia uciszyła Hiszpanów
Piłkarze Legii rozpoczęli spotkanie z determinacją, by szybko trafić do siatki, czym zaskoczyli rywali. W 12. minucie Wojskowi przeprowadzili składną akcję, której finalizacją było zagranie piętą Rubena Vinagre do Bartka Kapustki, lecz strzał kapitana Legii został zablokowany. W odpowiedzi uderzył Altimir, ale nie był w stanie zaskoczyć Kacpra Tobiasza, który pewnie złapał piłkę. W 20. minucie sytuację strzelecką miał Vitor Roque, ale uderzył bardzo niecelnie z około osiemnastu metrów. W 23. minucie legioniści zdobyli bramkę po rozegraniu rzutu rożnego. Ruben Vinagre podał krótko do Bartka Kapustki, ten oddał mu piłkę, a Portugalczyk dośrodkował w pole karne, gdzie piłkę trącił Steve Kapuadi. Adrian nie był w stanie nic zrobić. Siedem minut później Kapuadi ponownie znalazł się w polu karnym, gdzie podał głową do Tomasa Pekharta, ale Czech uderzył niecelnie. Dodatkowo sędzia odgwizdał pozycję spaloną napastnika. Ostatnim akcentem pierwszej połowy był strzał z ostrego kąta Pablo Fornalsa, lecz Kacper Tobiasz skutecznie wykonał swoją pracę.
Po zmianie stron rywale przycisnęli. Aitor Ruibal dał sygnał do ataku w 47. minucie, kiedy to wstrzelił niebezpiecznie piłkę w pole karne Legii, ale nikt nie zamknął podania. Legioniści szukali swoich szans w kontratakach wyprowadzanych skrzydłami. Dwie dobre okazje gospodarze stworzyli około 50. minuty, jednak najpierw Ryoya Morishita zagrał zbyt głęboko w pole karne, a później Kacper Chodyna posłał zbyt mocne podanie. W 65. minucie Wojskowi zerwali się z kolejną kontrą. Tym razem Maxi Oyedele podał do wprowadzonego Nsame, a ten zagrał wzdłuż bramki w kierunku Morishity. Japończyk nie trafił w bramkę, ale i tak był na spalonym. W odpowiedzi głową uderzył Pablo Fornals, a Kacper Tobiasz ponownie pewnie interweniował. W 81. minucie legioniści kolejny raz mogli zaskoczyć z kontry. Jean-Pierre Nsame wpadł w pole karne i zagrał do środka, piłka została odbita przez jednego z graczy Betisu, ale spadła pod nogi Jurgena Celhaki. Ten niestety przestrzelił. Minutę później Rafał Augustyniak świetnie zmylił defensora rywali i uderzył lewą nogą w kierunku dalszego słupka, ale fenomenalną interwencją popisał się Adrian. W ostatnich minutach goście szukali wyrównania. Jedna z prób zaskoczenia Kacpra Tobiasza - bezpośrednim strzałem z rzutu rożnego. Bramkarz Legii nie dał się dziś zaskoczyć w żaden sposób.
Legia Warszawa - Real Betis Balompié 1:0 (1:0)
Gol: Kapuadi (23’)
Żółte kartki: Luquinhas (27’), Oyedele (76’), Wszołek (79’), Kapuadi (88’) - Cardosso (61’), Ruibal (80’), Natan (90’ +2)
Legia Warszawa: Tobiasz - Wszołek, Pankov, Kapuadi, Vinagre - Chodyna (Gual 83’), Oyedele (Jędrzejczyk 83’), Kapustka (Celhaka 74’) - Luquinhas (Augustyniak 62’), Pekhart (Nsame 62’), Morishita
Rezerwowi: Kobylak, Augustyniak, Alfarela, Celhaka, Kun, Ziółkowski, Gual, Jędrzejczyk, Szczepaniak, Nsame, Adkonis, Majchrzak
Real Betis Balompié: Adrian - Ruibal, Natan, Mendy, Perraud - Cardoso (Roca 66’), Altimira - Avila (Ezzalzouli 58’), Fornals (Diao 74’), Juanmi (Perez 58’) - Roque (Bakambu 58’)
Rezerwowi: Silva, Garcia, Bellerin, Llorente, Ezzalzouli, Bakambu, Rodriguez, Roca, Perez, Diao, Flores
Napisz komentarz
Komentarze