W niedzielę rano wybuchł potężny pożar w hali targowej o powierzchni 250 x 250 m przy ulicy Marywilskiej 44 w Warszawie. Ogień błyskawicznie rozprzestrzenił się po obiekcie, obejmując ponad 80% jego powierzchni.
Do walki z żywiołem zaangażowano ogromne siły ratownicze - łącznie 79 pojazdów i ponad 240 strażaków z Państwowej Straży Pożarnej i Ochotniczej Straży Pożarnej, w tym podchorążowie z Akademii Pożarniczej. Na miejscu akcji obecny był Komendant Główny PSP nadbryg. dr inż. Mariusz Feltynowski wraz z grupą operacyjną, komendantem wojewódzkim i miejskim PSP.
Strażacy walczyli z pożarem przez kilka godzin. Użyto m.in. specjalistycznej grupy ratownictwa chemiczno-ekologicznego (SGRChem), robotów gaśniczych Colossus oraz mobilnego laboratorium do pomiaru pyłów.
Istniało ryzyko zawalenia się hali, dlatego ratownicy nie mogli wejść do środka. Z tego powodu ogień gaszono z zewnątrz, wykorzystując m.in. drabiny i podnośniki.
Mieszkańcom Warszawy oraz okolicznych powiatów zalecano nie zbliżać się do miejsca pożaru i pozostać w domach z zamkniętymi oknami. RCB wysłało alert ostrzegawczy na teren Warszawy oraz powiatów: warszawskiego zachodniego, legionowskiego i nowodworskiego.
Na szczęście w wyniku pożaru nikt nie ucierpiał. Przyczyny wybuchu ognia nie są jeszcze znane. Prowadzone jest śledztwo.
Niedawno protestowali, teraz stracili dorobek życia...
Jeszcze w lutym i marcu doszło do serii protestów zorganizowanych przez kupców z centrum handlowego Marywilska 44 w Warszawie. Sprzedający sprzeciwiali się drastycznym podwyżkom czynszów, które, jak twierdzili pogrążały ich działalności.
Manifestacje odbywały się m.in. przed warszawskim ratuszem. 1 marca kupcy zjawili się tam z transparentami o treściach takich jak "Przestańcie nas okradać", "Precz z wyzyskiem" i "Marywilska jest nasza". - Bardzo liczymy na pana prezydenta, na jego pomoc – mówili protestujący.
Niestety, Rafał Trzaskowski nie spotkał się z nimi osobiście, delegując na rozmowy wiceprezydenta Tomasza Bratka. Władze Warszawy zapowiedziały jednak mediacje pomiędzy kupcami a zarządem centrum handlowego. Powodem protestów były 11-procentowe podwyżki czynszów, które ogłosił zarząd obiektu. Dla wielu kupców, którzy często prowadzą małe, rodzinne firmy, oznacza to ogromne obciążenie finansowe. - Nie mamy z czego płacić tych horrendalnych kwot! – żalili się protestujący. – Już teraz ledwo wiążemy koniec z końcem, a te podwyżki to dla nas wyrok.
Teraz stracili dorobek życia i pozostaje pytanie, czy to był przypadek, czy jednak celowe działanie? Wszystko wyjaśni trwające śledztwo...
Napisz komentarz
Komentarze